Gombrowicza
tłumaczenie naiwne i hermeneutyczne
I.
Pierwszym
niemieckim tłumaczem Gombrowicza był Walter
Tiel.
Człowiek wielojęzyczny, urodzony w Polsce, bez wykształcenia
filologicznego. Nie znając
języka niemieckiego i oceniając jego przekłady
na podstawie recenzji, które ukazywały się w prasie niemieckiej,
Gombrowicz był
mu bardzo wdzięczny:
Czasem naokoło siebie widzę
tylko las wrogów. A czasem,
gdzie okiem rzucę, ukazuje się dobroczyńca. Litce, na przykład,
zawdzięczam
Waltera Tiela. A Tielowi zawdzięczam przekład Ferdydurki z polskiego na
niemiecki, powitany chórem pochwał w prasie niemieckiej – i zawdzięczam
mu
wysiłek tak gorący, bezinteresowny, skrupulatny, że w tej chwili już
prawie
wszystkie moje utwory są, przed terminem, przyswojone niemczyźnie i
gotowe do
wydania. (Dziennik 1961-1966, s. 18).
Recenzenci
niemieccy z kolei nie znali języka polskiego i
przez kilka lat dobrze
oceniali przekłady
Tiela. Wątpliwości narastały
stopniowo. I nic w tym
dziwnego.
Krytycy
literaccy są na ogół, nie tylko w
przypadku Gombrowicza, bezradni wobec problemów przekładu. Ponieważ
albo nie
znają języka oryginału, albo nie zadają sobie trudu porównywania
przekładu z
oryginałem, jedynym kryterium ich oceny jest brzmienie przekładu, tu z
kolei do
ulubionych kryteriów należy tzw. „płynność” albo „dobra czytelność”.
Być może w
przypadku pewnego rodzaju, może nawet
większości literatury, jest to wystarczającym kryterium oceny. Ale co
robić w przypadku autora, którego styl już
w oryginale odbiega tak dalece od stylowej i językowej konwencji, jak to ma to miejsce u
Gombrowicza?
W efekcie
pojawiały się
oceny, całkowicie odbiegające od
siebie, wręcz zaprzeczające sobie. Raz
była mowa o „kongenialności” przekładu Tiela – bardzo łatwa i lubiana
formuła
recenzentów, za którą najczęściej kryje się tyle co nic, innym znów
razem
krytyk domniemywa, że „dziwaczna
składnia” (taki był najczęstszy zarzut)
niemieckiego przekładu być może nie w pełni oddaje tego, co Gombrowicz
napisał
w oryginale.
Przytaczam do
ilustracji tylko dwa, trzy przykłady.
W recenzji
drugiego i trzeciego tomu Dziennika z 1971 roku
(pierwszy tom dzienników ukazał się po
niemiecku już w 1961 roku) Rudolf Hartung zwraca uwagę na „nie zawsze
przekonujące osobliwości (Eigenwilligkeiten) stylu i
słownictwa”, co do
których nie wiadomo czy przypisać je Gombrowiczowi czy też tłumaczowi.
Wymienia
takie słowa jak Völle dla pełnia, albo Nichtvölle dla niepełnia
(powinno być Fülle).
Znajduje rażący błąd w zwrotnym tłumaczeniu tytułu książki Nietzschego Fröhliche Wissenschaft (Wiedza radosna),
który Tiel
przetłumaczył na Frohes Wissen, jakby
nigdy nic nie słyszał o dziełach niemieckiego filozofa.
Urs Jenny w
recenzji Dziennika
1953-1969 (11.9.1971) daje wyraz swoim wątpliwościom, czy
„niewyraźny (verschwommen)
a częściowo też dziwaczny i – łagodnie mówiąc – osobliwy język
niemiecki
Waltera Tiela choćby w połowę oddaje (gerecht wird)
Gombrowicza”.
Uzasadnia swoje podejrzenia na podstawie dwukrotnego przekładu
(dokonanego
przez pomyłkę?) całego rozdziału w pierwszym i drugim tomie
niemieckiego
wydania. W dwóch tekstach rzucają się w oczy rażące niezgodności
leksykalne: boskość raz przetłumaczono jako Göttlichkeit, raz jako Gottheit (bóg,
istota boska); fałszywość raz jako Fälschung (fałszerstwo), raz jako Falschheit
(fałszywość, fałsz); widzenie
raz przełożono na Sehen (widzieć), raz na Gesehenwerden
(być widzianym). Poza tym Tiel
nie rozróżnia pomiędzy przymiotnikami dziecięcy (kindlich) i dziecinny (kindisch)
czy pomiędzy rzeczownikami ludzkość i człowieczeństwo
itd. Recenzent kończy: „Czyta się więc Gombrowicza
nadal podejrzewając, że ma się przed sobą tylko odblask oryginału”.
Niejeden
recenzent daje wyraz ubolewaniu nad tym, że Tiel
jako tłumacz monopolizuje Gombrowicza. W recenzji tomiku Szczur
i inne opowiadania[2] (1966) Erasmus Schöfer pisze:
Tłumaczył ten tomik, jak
wszystkie inne książki
Gombrowicza, Walter Tiel i, jak sie wydaje, kongenialnie z
wyrafinowanym
językiem Polaka. A jednak chętnie by się widziało choć raz innego
tłumacza,
ponieważ – tak jak w wypadku Garcíi
Lorki – powstaje
niedobry posmak wtedy, kiedy jeden jedyny człowiek uprzystępnia publiczności dzieło
poetyckie[3].
Jak łatwo
udowodnić, w przekładach Tiela roi się od
niezręczności i błędów. Było to też powodem decyzji wydawnictwa
„Hanser” o przygotowaniu
nowego przekładu całości dzieła.
Byłem wtedy
świeżo po studiach slawistyki i historii
wschodniej Europy na Wolnym Uniwersytecie Berlina, a dzięki memu
profesorowi
Rolfowi Fieguthowi powierzono mi jako pierwsze zlecenia od razu bardzo
trudne
tłumaczenia, mianowicie Dziennika, Kosmosu, wariantów Ferdydurke,
Bacacay, i innych.
Jeżeli
podejście Waltera Tiela było naiwno-nieudolne, to
moje podejście mógłbym określić jako – świadomie kokietując tu
samochwalstwem –
zdolno-naiwne[4].
Zaraz, dekonstruując siebie, powiem też dlaczego naiwne.
Ale najpierw
pytanie, dlaczego tak długo mogło utrzymywać
się przekonanie o tym, że Tiel
dobrze tłumaczył Gombrowicza? Krótko
mówiąc: Tiel często tak dosłownie (wiernie) przenosi składnię i idiomy
oryginału, że niechcąco kreuje w niemczyźnie dziwaczność,
której w
oryginale nie ma. Paradoks polega jednak na tym, że jednocześnie i
chwilami
bardzo dobrze współbrzmi ta jego niezamierzona pokraczność ze świadomą
dziwacznością Gombrowicza. Dla krytyków było rzeczą prawie niemożliwą
rozróżnić, czy dziwaczność języka idzie na konto Gombrowicza, czy na
konto
tłumacza.
W tym sensie
redaktor wydawnictwa „Hanser”, Fritz Arnold,
który swego czasu opiekował się nowym wydaniem Gombrowicza, miał prawo
stwierdzić, że „Walter Tiel, pierwszy tłumacz Gombrowicza, dobrze
utrafił w
groteskowo-genialny ton oryginału... wiernie oddawał styl Gombrowicza".
A
jednak wydawnictwo podjęło uzasadnioną decyzję o wydaniu nowego
przekładu dzieł
Gombrowicza.
Wszyscy tu
zebrani dobrze wiemy, na czym polega owa „dziwaczność” stylu
Gombrowicza.
Wymienię zatem tylko kilka podstawowych elementów jego stylu.
Przykład: Zakochać
kogoś
Już w Ferdydurke
spotykamy naruszenia reguł przechodniości czasowników. „Już tam
pensjonarka
potrafi zakochać go w młodości!“ (Ferdydurke, s. 108). „chciał w ten
sposób po
prostu zakochać mię w pensjonarce“ (Ferdydurke, s. 113).
Autor nowego
przekładu Trans-Atlantyku (1987), prof.
Rolf Fieguth, którego pracę
uważam za nieomal genialną, sięga tu do rozwiązań łagodzących,
ułatwiających
czytelnikowi lekturę i usuwających w ten sposób naruszenie normy: „Die
Oberschülerin wird ihn schon verliebt machen
in die Jugend!“ (Ferdydurke 1983, s. 123) (tzn. zrobi go zakochanym).
„[e]r
wollte mich auf diese Weise einfach in die Oberschülerin verliebt
machen.“ (Ferdydurke 1983, s. 128).
Ze względu na
strategię zapoznawania niemieckiego
czytelnika z tym trudno dostępnym autorem – (do dziś spotykam ludzi,
którzy
odkładają np. Pornografię po kilku stronach bezradnie, nie wiedząc co z
tego
zrozumieć. Zaniechają się) – można by taki przekład uważać za dobry
kompromis. Powiem poniżej, dlaczego mnie to dziś już nie zadowala.
Przykład: Nie
wiedzieć o czymś do kogoś.
„Pensjonarka nie wiedziała o
Norwidzie do Pimki. Pimko Norwidem gorszył się
do pensjonarki” (Ferdydurke 1982, s. 120). Jest to kontaminacja zwrotu
„powiedział coś do kogoś” z nieprzechodnim czasownikiem „wiedzieć coś”.
Znowu w
przekładzie niemieckim mamy złagodzenie: „Die Oberschülerin wußte
nichts von
Norwid, Pimko gegenüber. Pimko entrüstete sich wegen Norwid, ihr
gegenüber“
(Ferdydurke 1983, S. 136). Zamiast „do“ mamy tu
„wobec“, „w stosunku do“, aby ułatwiać niemieckiemu czytelnikowi
lekturę.
„Zbagatelizować po pupie"
(Ferdydurke 1982, s. 266). Tu tłumacz
trzymał się dosłowności: „Ihn auf den Popo bagatellisieren!“ (Ferdydurke 1983,
S. 309).
II.
W moich
pierwszych przekładach świadom byłem takich i
innych trudności, natomiast wielu innych kontekstów u Gombrowicza nie
zrozumiałem
jeszcze do końca. Tłumaczyłem go z zamiarem
oddania jego treści w
dostępnym dla współczesnego czytelnika, płynnym stylu. Podchodziłem do
pracy z
wielkim elanem i miałem pełne – i mylne - zaufanie, że moja intuicja
poniesie
mnie ponad wszelkie trudności oryginału. Tylko czasami nawiedzały mnie
wątpliwości, gdyż czułem, że przekład jest
zbyt gładki, za mało chropowaty, praca idzie zbyt składnie. Pamiętam, że
kiedyś w nocy po całodniowej pracy nad Dziennikiem stanąłem
przed
biblioteką w domu i, nie wiedząc czemu, sięgnąłem po tom Teorii
estetycznej Theodora
Adorno, otworzyłem na przypadkowej stronie i znalazłem następujące
zdanie:
„Nicht
ist auf Erlebnis,
schöpferischen Menschen und dergleichen zu rekurrieren, sondern Kunst
zu denken
gemäß der objektiv sich entfaltenden Gesetzmäßigkeit der Produktion“
(Adorno
1970, S. 527). (Nie znalazłem polskiego
tłumaczenia, ale myślę, że samo niemieckie brzmienie oddaje
wrażenie
składni marksizującego niemieckiego filozofa – bardzo pewnej siebie
i nie dbającej o swoją brzydotę)[5].
To zdanie
spodobało mi się od pierwszego wejrzenia. Dało mi wskazówkę, jak
zmienić mego
Gombrowicza, mianowicie w kierunku odnaiwnionego, uświadomionego i
sprawdzonego
Tiela, w kierunku „twardej składni” (takim epitetem – harte
Fügung, por. N.
von Hellingrath, 1911, s. 1) określano
przekłady ód greckiego poety Pindara dokonane przez
Friedricha Hölderlina. Przekładom
tym zarzucano, że są prawie nieczytelne, agramatyczne, brzydkie.
U Gombrowicza
mamy piękne okazy takich monstrualnych, twardo złożonych zestawów
słownych, np.
ten z Dzienników berlińskich:
„(…) drży
jednak wyczuwając możliwość ust swoich, zimnem,
strachem, głodem wykrzywionych, pociągiem może uwożonych i – Narcyz – czuje na ustach swoich pocałunek tamtych
ust swoich, żołnierskich.“ (Dziennik
1966, s. 154).
Można sobie
wyobrazić, jak to zdanie zabrzmi, kiedy
świadomie dziwaczna składnia Gombrowiczowska zostanie spotęgowana
Tielem:
„(…)
zittert er dennoch, die Möglichkeit seines Mundes spürend, einem von
Kälte,
Schreck, Hunger verzerrten, vielleicht in einem Eisenbahnzuge
abgeführten, und
– ein Narziß – fühlt er auf seinem Munde den Kuß jenes seines Mundes,
des
soldatischen.“ (Die Tagebücher
III, 1970, s. 166).
A po nocnej
lekturze Adorno pomyślałem „Wow!”, taka
odwaga, taka wola brzydoty w składni, to dobrze przystaje do
Gombrowicza. Jeśli
Adorno stać na taką brzydkość, to mnie jako tłumacza Gombrowicza też
powinno
być na nią stać. Zatem bardzo mnie ta lektura zainspirowała do dalszej
pracy.
Tu znów potwierdza się ważna obserwacja, że
autorzy i style własnej kultury mogą dostarczyć
wzorów dla
oswojenia obcej, tłumaczonej.
III.
Dziś
powiedziałbym, że do pełnej konsekwencji w
tłumaczeniu Gombrowicza zabrakło mi wtedy i wiedzy, i odwagi. Fakt, że
taka
konsekwencja wymagałaby pójścia o wiele dalej, uświadomiłem sobie
dopiero
podczas pracy badawczej nad prozą Gombrowicza – 8, 10 lat po pierwszych
młodzieńczych tłumaczeniach. Będzie to już trzeci, hermeneutyczny,
okres mojego
zajmowania się wielkim polskim autorem. Wyniki tej pracy, badającej psychologiczne
związki między autorem a jego stylem, ukazały się po polsku w
książce Gęba erosa. Tajemnice stylu Witold Gombrowicza (2005).
Materialną
podstawą moich badań była elektroniczna wersja
całego dzieła, które sam wtedy zeskanowałem. Byłem więc w stanie badać
występowanie i konteksty określonych słów Gombrowicza, sporządziwszy
konkordancję całego
dzieła.
Dopiero poprzez
taki rodzaj lektury, tj. nie linearny –
słowo po słowie, zdaniu po zdaniu, ale np. od jednego występowania
słowa do
drugiego, skacząc jak Andrzejewski po górach[6]
– można by też mówić o lekturze metonomicznej – mogłem stwierdzić (i
opisałem
to w mojej pracy doktorskiej), że całe obszary języka u Gombrowicza są
jakby
sprywatyzowane, tj. semantyka ich odbiega od norm słownikowych.
Pojedyńcze
słowa posiadają niezauważalnie rozszerszone albo zmienione pole
znaczeniowe.
Często przy tym są nacechowane erotycznie. Zaczynamy od przykładu
raczej
prostego, przypadku ciemności.
Przykład: Ciemność
Na osi czasowej
rozwoju dzieła, jeśli traktować całe dzieło jako jednolitą
czasoprzestrzeń – ciemność nabiera
coraz bardziej prywatnych znaczeń, silnie konotujących
miłość homoseksualną. Ciemność
staje się jakby synonimem albo słowem-kluczem wskazującym na centralny
temat
twórczości Gombrowicza. Diapazon znaczeń sięga przy tym od normalnych
znaczeń
(dosłowna niejasność, noc) poprzez
metaforyczne (niewykształcony, głupi),
do znaczeń już zupełnie idiosynkratycznych, jak „ciemny i
dlatego pozbawiający wszelkich hamowań”: „istota młodsza, niższa lub
ciemniejsza”
(Ferdydurke 1982, s. 88), „niższość chłopca i jego ciemność” (Pornografia 1982, s. 95).
Przypadek ciemności akurat
stanowi stosunkowo najmniejszy problem dla tłumacza,
ponieważ nic nie stoi na przeszkodzie, żeby napisać po prostu dunkel tam, gdzie w tekście polskim
występuje ciemno. Cała wieloznaczność
semantyki pozostaje jednak wtedy jakby ukryta, za kurtyną pozornej
jednoznaczności przekładu. Pozostaje nieujawniona (używam tu terminów,
które
używał Sigmund Freud w odniesieniu do marzeń sennych, dt. latent
i manifest
/ pl. utajona ukryta i jawna).
Naprawdę ciekawie robi się
dopiero wtedy, kiedy polski oryginał już sam w sobie jest niejasny i
właściwie
trudno powiedzieć o co Gombrowiczowi chodziło. Jak na przykład
przełożyć w sposób znormalizowany takie zdanie z Pornografii:
„patrzył
on, jak wódz ciemnieje chłopcem, chłopiec – wodzem.“ (Pornografia 1982,
s.135).
Aby uniknąć
kłopotów interpretacji, i tu najprościej
byłoby oczywiście tłumaczyć dosłownie. Tłumaczenie jeden do jednego nie
wymaga
od tłumacza głębszego drążenia sensu. Wybrałem ten przykład, ponieważ dobrze
ilustruje dodatkową komplikację wchodzącą tu w grę. Mianowicie, w
języku niemieckim nie ma narzędnika, więc
w przekładzie trzeba dookreślić i przez to zinterpretować semantyczną
zawartość
tego przypadku. Co znaczy wódz ciemnieje?
Przecież nie zmienia koloru (a może czerwieni się?) A co znaczy chłopcem? Czy ciemnieje za pomocą
chłopca, czy na widok chłopca, czy w sąsiedztwie chłopca? Moim zdaniem
nie
sposób zrozumieć sensu tego niepozornego zdania Gombrowicza, jeśli nie
uwzględnimy całego pola semantycznego ciemności.
Jeśli języki
słowiańskie, w tym polski, mają
jedną wyraźną przewagę nad np. germańskimi, jest nią obecność
narzędnika (instrumentalis)
w ich systemach deklinacyjnych. Jest to
przypadek najbardziej pojemny i przepaścisty
semantycznie. W mojej pracy translatorskiej najbardziej dokucza mi
zawsze,
że w języku niemieckim go nie ma (tak jak w łacinie), ponieważ
wszystkie piękne
i wieloznaczne (tj. niedookreślone) syntagmy trzeba w niemieckim
zawężyć, decydując się na jedno z wielu
możliwych znaczeń. Tłumacz
najczęściej albo korzysta z rutynowego tłumaczenia, albo przekłada,
używając
przyimków takich jak mit (z) lub
innych pomocnych sformułowań, co
jest sugerowane znaczeniem niesionym przez nazwę tego przypadku –
znaczeniem narzędzia (poprzez, za pośrednictwem, za
pomocą itd.) Tak
w tym wypadku
postąpiła również tłumaczka Renate Schmidgall: „er sah zu, wie sich der
Anführer durch den Jungen verdunkelte – der Junge durch
den Anführer.“
(Pornographie
1984, s. 158). Jest to rozwiązanie rozsądne i chyba poprawne, a jednak
nie do
końca zadowalające. (Tyle że nie znam lepszego – „wurde mit dem Jungen
dunkler”?)
A
przecież ten przypadek nie ogranicza się do wskazania narzędzia. On
jest wręcz
cudotwórczy. Pozwala autorom takim jak Bruno Schulz lub wielkim polskim
poetom
odwrócić role subiektu (podmiotu) i obiektu (przedmiotu) w zdaniach.
Jeżeli
Schulz pisze w Karakonach: „Każda szczelina mógła
wystrzelić z
nagła karakonem” (Schulz 1998, s.88),
to żadne tłumaczenie w sensie narzędzia nic nie pomoże, ponieważ tak
naprawdę
nie szczelina wystrzela, tylko karakon z niej wyskakuje. Ale gdyby usunąć dziwaczność tej
frazy
i przywrócić aktantom (jak to się we współczesnym
językoznawstwie nazywa) ich
tradycyjne miejsca gramatyczne, to by się zgubiło przynajmniej połowę
Schulza,
a właściwie mówiąc jego całego.
Inny przykład
pióra Juliana Przybosia: „Szrapnelami
krążyło niebo” (Przyboś, Parada śmierci, 1930)[7].
Tutaj
faktyczne podmioty zostają
zdegradowane do roli podrzędnej wobec martwego
włąściwie przedmiotu, który nimi rządzi. Niestety również w tym
przypadku w
tłumaczeniach często spotyka się bezrefleksyjny przekład z użyciem
przyimków
„z“ albo „poprzez“.
Istnieje też instrumentalis
comparationis, nazywany inaczej metaforą narzędnikową: zakwitł
różą. Do tej grupy zaliczałbym słynne czytał belfrem
w Ferdydurke. I tu jednak zachodzi możliwość
niedookreślenia, ponieważ znaczeniem tego przypadku rządzi raczej
aktualny
czasownik oraz kontekst niż sam przypadek.
U Gombrowicza często mamy do
czynienia z faktem, że znaczenie słowa jest
określane nie tylko słownikiem oraz bliższym kontekstem zdania albo
akapitu,
ale także kolejnymi
aktualizacjami
wcześniejszych wystąpień tego samego słowa.
Słowo niesie ze sobą, by tak rzec, swoją przeszłość w dziele tegoż
autora,
jeśli potraktować dzieło jako całościową czasoprzestrzeń. Jest to jeden
z
ulubionych chwytów Gombrowicza, za pomocą którego faszeruje on pozornie
niewinne słowa dodatkowym znaczeniem, którego obecności – mówiąc
językiem
kryminalistyki – nie da się udowodnić.
Przykład: Załatwić
się
Konkordancja
pozwala ustalić, że załatwić się ma u Gombrowicza przynajmniej
5 różnych
znaczeń. Podkreślam, że nie chodzi tu o znaczenia, które słowo posiada in potentia, tylko o znaczenia
urzeczywistnione w tekście, tj. zaktualizowane:
Są to
mianowicie:
- oddawać mocz
lub kał
- zadowolić się
seksualnie (w burdelu)
- onanizować
się
- popełnić
samobójstwo
- umrzeć
Wielość znaczeń
jednego słowa nie jest przypadkiem rzadkim. Gombrowicz natomiast
wyróżnia się
tym, że umyślnie kontaminuje znaczenia, tj. wiąże je semantycznie ze
sobą. Jako
przykład przytoczę cytat ze Zdarzeń na brygu Banbury:
(…) jakiś duży
robak, zdaje się skorpion, wylazł ze
szpary w podłodze, przyglądał mi się czas jakiś, poruszając wąsikami, a
potem
ni stąd ni zowąd zwinął się w kłębek i zastrzyknął sobie wszystek jad
odwłoka – popełniając
samobójstwo. Słyszałem, że jest to na porządku dziennym u tych
błonkoskrzydłych. Ale dlaczego wybrał się z tym do mnie? Czy nie mógł załatwić
się w szparze? Udałem, że nie widzę. Na lądzie też widuje się
czasem psy
albo konie, ale przecież jest większa dyskrecja i nikt nie będzie
wyłaził
specjalnie do kogoś, żeby mu pokazać. (Zdarzenia
na brygu Banbury,
s. 130).
W Pornografii
czytamy: „Odstąpili od niej i
pozostawili ją, aby załatwiła się ze swoim konaniem.“ (Pornografia 1982, s. 78).
Napewno brzmi to dziwnie, jeśli uświadomić sobie wszystkie znaczenia,
których
słowo załatwić się nabiera w innych
tekstach Gombrowicza. Pamiętając wszystkie znaczenia kiedykolwiek
zaktualizowane u Gombrowicza, nie sposób przeczytać powyższego cytatu z
Pornografii
bez uświadomienia sobie także owych znaczeń. Oznacza to, że umieranie
zostaje
zarażone różnymi innymi czynnościami, differentia specifica których może być
np. wstyd.
Wszystko jedno co oznacza załatwić się,
wspólnym mianownikiem jest to, że się nie robi tego publicznie – umiera
się w
domu albo w szpitalu, ale nie na ulicy. Gombrowicz nazywa nawet raz
rzecz po
imieniu: „wszyscy pozamykali się na klucz z podświadomego strachu i wstydu
przed śmiercią, której zbliżanie się przeczuwali.” (Zbrodnia
z premedytacją, Dzieła t. 1, s. 194).
Stopień
przekładalności zależy tutaj od struktury języka docelowego. Jeżeli
istnieje w
nim słowo (leksem), które obejmuje wszystkie znaczenia wchodzące w
rachubę, to
nie ma problemu. Ale takie szczęśliwe wypadki nie są częste. Niemiecka
tłumaczka zmuszona jest napisać: „pozostawili ją, aby doszła do
końca ze
swoim umieraniem” („damit sie damit fertig kurde”), co nie jest
najgorszym
rozwiązaniem. To „doszła do końca” zawiera w sobie kilka asocjacji
polskiego załatwić się, ale nie wszystkie.
Jasne
jest jednak, że uświadomiwszy sobie istnienie takich powiązań u autora,
zobowiązani jesteśmy ocalić jedność leksykalną także w języku
docelowym. (Jest
to zwykle sprawa sporna w tekstach literackich, inaczej niż w tekstach
utylitarnych; np. w podręcznikach technicznych śruba musi być zawsze
nazywana
tym samym słowem, aby jej nie pomylić z inną i nie spowodować chaosu,
konstruując
np. samolot). W przypadku tak wyśmienitego stylisty jak Gombrowicz
trzeba
zachować jedność nawet wbrew idiomatycznym wymaganiom języka. Inaczej
utraci
się tę sieć, którą Gombrowicz świadomie utkał nad różnymi fenomenami.
Wymagania takie zgłosił zresztą nie kto inny jak Martin Buber (którego dzieło miało dla Gombrowicza istotne znaczenie) w komentarzach do swojego, dokonanego wspólnie z Franzem Rosenzweigiem, przekładu Starego Testamentu w odniesieniu do słów, które uważał on za „geistig betont” (noszące akcent duchowy).
Odbiegające od
normy zakresy znaczeń
przez bardzo długi czas mogą istnieć
nieodkryte, w sposób podziemny, konspiracyjny. Mamy wtedy jedynie
poszlaki
wskazujące, że pod powierzchnią tekstu pisarz myśli inaczej niż
nakazuje norma.
Owe zboczenia (umyślnie używam tu ulubionego słowa samego Gombrowicza)
semantyczne wychodzą na jaw dopiero wtedy, gdy naruszają normy
gramatyczne.
Dobrym
przykładem jest tu całe pole semantyczne bycia lub
istnienia, tj. obszar ontologiczny, który u Gombrowicza
wykracza
daleko poza normalną różnicę binarną, dwuwartościową (albo być, albo
nie być).
W dodatku
semantyka istnienia
jest ścisle związana z potajemną erotyką tego autora. Z jednej strony
mamy u
Gombrowicza istnienie euforyczne, szczęśliwe, tak jak ono się pojawia
np. w
następującym zdaniu: „(…) a więc nie potrzebuję bać się, ani wstydzić,
mogę istnieć,
ja, ja, o rozkoszy!“ (Wczesna wersja, Ferdydurke 2007, Wstęp, s. 282).
(Jest
bardzo znaczące, że ten cytat pochodzi z wczesnej epoki twórczości. Z
biegiem
lat akcentowany
będzie przeciwny biegun, a paralelne pojęcie formy obierze wartość
negatywną. Przytoczone wyżej zdanie można bez problemu przełożyć
na język niemiecki, chociaż przeciwstawienie wstydzić się
oraz istnieć
pozwala przeczuć, że działa tu jakaś osobliwa, podskórna semantyka.
Wedle
zdrowego rozsądku człowiek może przecież istnieć, a jednocześnie się
wstydzić.
Opozycja ta u Gombrowicza wskazuje na dodatkowe znaczenia owego istnieć,
jednak nie narusza jeszcze składni.
Podziemna
semantyka manifestuje się, uzewnętrznia się na
płaszczyźnie składni dopiero wtedy, kiedy istnienie (byt) wbrew
gramatyce zostaje np. przestopniowane, tak jak w następującym
przypadku: „jestem
tak bardzo, że to mnie wyrzuca poza obręb natury.“ (Dziennik
1953-1956, s.
225). Tu właśnie mamy do czynienia z dysforyczną formą istnienia, z
istnieniem
jako określonością, łożem prokrustowym. To samo istnienie może
przysparzać
poczucia szczęścia albo siły: „silniejsze, bardziej rzeczywiste
istnienie.
Jestem sam. Dlatego bardziej jestem.“ (Dziennik 1953-1956, s.
273).
Istnienie u
Gombrowicza może także zostać określone
przysłówkowo (adwerbialnie): „bo Fryderyk... wszak był tu, obok
mnie. I był
niezmiernie cicho.“ (Pornografia, s. 14).
To co w języku polskim blisko jest naruszenia normy („był
niezmiernie cicho”), w przekładzie niemieckim nie wpada zupełnie w
oczy, brzmi
normalnie: „Er war ungemein still”. Można by pomyśleć, że chodzi o kogoś, który
siedzi cicho albo zachowuje się cicho. Ale
nie o to przecież Gombrowiczowi chodzi. Nie Fryderyk zachowuje się
cicho, tylko
jego istnienie jest ciche. Tak samo w
wypadku „jestem bardziej”, po niemiecku „Ich bin mehr”. To się
odczytuje jako
„oznaczam więcej, posiadam więcej wagi itd.”, ponieważ percepcja
lekturowa człowieka ma naturalną
skłonność do automatycznego usuwania błędów. Na powierzchni więc słowo
jest
używane zupełnie normalnie, ale w głębi dzieją się z nim niebywałe
rzeczy. W
niemieckim wydaniu Tagebuch w wydawnictwie Hanser[8]
postarano się wskazywać na emfatyczne znaczenie tego „jestem” poprzez
druk
kursywą. Nie jest to idealne rozwiązanie, ale nie
znajduję lepszego.
U Goethego
znalazłem bardzo podobne i tak
samo odbiegające od normy użycie: W roku 1786 na widok kolonii ślimaków
wykrzykuje (i notuje ten wykrzyknik w Podróży włoskiej): „Co za
piękna,
cudowna rzecz to co żyjące. Ach jakie prawdziwe, jakie istniejące!"[9] (Goethe,
Italienische Reise, Brief vom 9. Oktober 1786 aus Venedig.
Sämmtliche Werke Stuttgart 1874, 10. Band, S. 70. Naruszenia
normy nie zachowuje tłumaczenie: „Jakże zdumiewający i doskonały jest
żywy
organizm!(…) Jakiż jest autentyczny i konkretny!“ (Goethe, Podróż
włoska, 1980, s. 83).
Trzeba w tym kontekście uwzględniać także różnice
systemowe. W języku polskim on jest zawiera
też on jest tu, obecny, podczas gdy
niemieckie er ist oznacza – jak
przystoi narodowi Hegla i Heideggera – czysty i abstrakcyjny ontologiczny stan rzeczy, bez
określenia miejsca. Inaczej trzeba by
dodać określenie tutaj. To znaczy, że
w języku niemieckim decyzja o odstępstwie
od normy musi zostać podjęta bardziej
świadomie i jednoznacznie.
W innym miejscu wyraźnie widać starania tłumacza, żeby
usunąć właśnie to, co mogłoby zbić z tropu czytelnika. Gombrowicz pisze
w Dzienniku:
Droga krzyżowa żydostwa
jest z natury swojej ta sama, co droga Szopena. Historia tego narodu
jest tajną
prowokacją, podobnie jak biografie wszystkich wielkich ludzi –
prowokacją losu,
ściąganiem na siebie wszystkich klęsk, jakie mogą przyczynić się do
spełnienia
misji... narodu wybranego. Jakie moce życia wywołały ten fakt
straszliwy,
nie wiadomo - ci, którzy są nim, którzy go stanowią, niech ani
na chwilę
się nie łudzą, że z
tych przepaści zdołają wydostać się na gładką równinę (Dz1/107).
Nim odnosi się tu
do faktu, nie do narodu. Brzmi to lekko
dziwaczne i jest związane z specyficzną semantyką bycia u
Gombrowicza.
Dlatego Walter Tiel – może pod wpływem redaktora, który potknął się o
niezwykłość dosłownego przekładu –
zmienia tekst i stawia auserwähltes Volk
na miejscu nim, widocznie chcąc
usunąć chropowatość gramatyczną. Za to zostawia czasownik są
bez zmian. Z kolei ja swego czasu zostawiłem fakt, ale
wyrzuciłem są, zostawiłem tylko stanowią,
co jest bardziej łagodnie,
jeżeli chodzi o naruszenie zasad gramatyki.
Dziś – w fazie
post-naiwnej, ale chyba jeszcze nie
ostatniej – wypowiedziałbym się jednoznacznie za pozostawieniem tego ci, który są tym faktem. „Welche
Lebensmächte diese furchtbare Tatsache verursacht haben, weiß man nicht
– die
aber, die sie sind, die sie ausmachen...“.
IV.
Reasumując,
chciałbym powiedzieć:
Po pierwsze –
praca tłumacza jest procesem nieskończonym,
tak samo niekończącym się jak rozumienie dzieła, hermeneutyka. Każde
nowe
odkrycie, każde nowe podejście do tekstu wymaga właściwie zmiany
istniejącego
przekładu. Jest to zaprzeczeniem naiwnego podejścia, które utożsamia
swoje
pierwsze wrażenie, pierwsze rozumienie tekstu, z ostatecznym, raz na
zawsze
obowiązującym.
Po drugie – z
dzisiejszego punku widzenia
opowiadam się bezwarunkowo za przeniesieniem naruszenia normy do języka
docelowego, bez próby wyłagodzenia. Pimko chciał mnie zakochać,
a nie zrobić
zakochanym. Dlaczego mielibyśmy złagodzić w języku niemieckim to,
co w
polskim stanowi naruszenie normy gramatycznej? Z biegiem lat zacząłem
opowiadać się za dosłownością, której żądał
od
tłumacza Walter Benjamin:
Prawdziwy przekład – pisze on w
artykule „Zadanie
tłumacza” - jest przejrzysty, nie zakrywa oryginału, nie przesłania mu
światła,
lecz pozwala czystemu językowi – wzmocnionemu niejako przez medium
przekładu -
z jeszcze większą siłą padać na oryginał. Jest to możliwe przede
wszystkim
dzięki dosłowności w przekładaniu składni i to ona właśnie ukazuje
słowo – a
nie zdanie – jako pierwotny żywioł tłumacza. Albowiem zdanie jest murem
stojacym przed językiem oryginału, dosłowność zaś – arkadą.[10]
Być może
odwaga, by być trudnym, stanąć ością w gardle,
nie podobać się, jest też kwestią lat. Na takie stanowisko można sobie
pozwolić
dopiero, gdy się poczuło pewną niezależność, nie jako początkujący
tłumacz,
który jest niebezpiecznie zależny w wielu aspektach – także w czysto
materialnym – od wydawnictw i ich redaktorów. Redaktorzy kładą duży
nacisk na
poprawność – której wymaga się od tłumaczy w
stopniu większym niż od samego oryginału.
BIBLIOGRAFIA
Adorno Theodor W., 1970,
Ästhetische Theorie. Gesammelte Schriften Band 7. Frankfurt am Main,
Suhrkamp.
Arnold Fritz, Das
Unternehmen Gombrowicz. Zurück zum ‚Grand Old Man’. Interview mit
Lektor Fritz
Arnold, Hanser Verlag, Börsenblatt, 4.10.1983.
Benjamin Walter, 1977, Die
Aufgabe des Übersetzers, w: Illuminationen.
Ausgewählte Schriften. Frankfurt am Main,
Suhrkamp Taschenbuch 345, s. 50 – 62.
Benjamin, W., Zadanie
tłumacza, przełożył Adam Lipszyc, „Literatura na Świecie“
2011, nr 5-6, s. 27-41.
Goethe
Johann Wolfgang,
1874, Italienische Reise, Sämmtliche Werke
Stuttgart, Bd. 10.
Goethe, 1980, Podróż
włoska, tłumaczył, przypisami i
posłowiem opatrzył Henryk Krzeczkowski, Warszawa: Państwowy Instytut
Wydawniczy.
Gombrowicz, Witold, 1982,
Ferdydurke, Dzieła zebrane tom 1. Paryż: Instytut Literacki.
Gombrowicz, W.,
1982, Pornografia. Dzieła
zebrane, tom 3, Paryż: Instytut Literacki.
Gombrowicz W., 1982, Dziennik
1961-1966. Dzieła
Zebrane tom 8. Paryż: Instytut Literacki, 1982.
Gombrowicz W., 1984, Dziennik
1953-1956. Dzieła Zebrane tom 6. Paryż: Instytut
Literacki.
Gombrowicz,
W., 1986, Dzieła, t. 1,
redakcja naukowa tekstu Jan Błoński, Kraków: Wydawnictwo Literackie.
Gombrowicz, W., 2007, Ferdydurke.
Wstęp, w: tegoż:
Ferdydurke, opracował Włodzimierz Bolecki, Pisma zebrane pod
patronatem honorowym Rity Gombrowicz i Jerzego Giedroycia oraz Ministra
Kultury
i Dziedzictwa Narodowego, wydanie krytyczne pod redakcją Włodzimierza
Boleckiego, Jerzego Jarzębskiego, Zdzisława Łapińskiego, t. 2, Kraków:
Wydawnictwo Literackie, s. 277-283.
Gombrowicz, W., 1966, Die Ratte
und andere Erzählungen,
übersetzt
von Walter Tiel, Bibliothek Suhrkamp 176,
Frankfurt am Main, Suhrkamp Verlag.
Gombrowicz,
W.,
1970,
Die Tagebücher (Band
I: 1953-1956,
Band II: 1957-1961, Band
III: 1962-1969),
übersetzt von Walter
Tiel, Pfullingen: Neske.
Gombrowicz,
W., 1983, Ferdydurke,
aus dem Polnischen von Walter
Tiel, Gesammelte
Werke,
hrsg. von Rolf Fieguth, Fritz
Arnold, Bd. 1, München, Wien: Carl Hanser Verlag.
Gombrowicz,
W., 1984, Pornographie,
aus dem Polnischen von Walter Tiel, Renate Schmidgall, Gesammelte
Werke,
hrsg. von Rolf Fieguth, Fritz
Arnold, Bd. 3, München; Wien: Carl Hanser
Verlag.
Gombrowicz,
W., 1987, Trans-Atlantik,
aus dem Polnischen von Rolf
Fieguth, Gesammelte
Werke,
hrsg. von Rolf Fieguth, Fritz
Arnold, Bd. 2, München; Wien: Carl
Hanser Verlag.
Gombrowicz,
W., 1988, Tagebuch
1953 – 1969,
aus dem Polnischen von Olaf
Kühl,
Nachwort von Peter
Hamm, Band 6 - 8, München; Wien: Carl Hanser
Verlag.
Gombrowicz,
W., 2004, Trans-Atlantik,
Roman, übersetzt von Rolf
Fieguth, Frankfurt am Main, Fischer Taschenbuch Verlag.
Hartung
Rudolf, 1971, Aus Überzeugung das Gegenteil von einem Klassiker
/ Witold
Gombrowicz in seinen Tagebüchern, „Der Tagesspiegel„ 14.3.1971.
Hellingrath
Norbert von, 1911,
Pindarübertragungen von Hölderlin. Prolegomena zu einer Erstausgabe.
Jena: Eugen Diederichs.
Jenny
Urs, 1971, Wie
kann ich Ich sein?
Witold Gombrowiczs Selbstdarstellung in seinen Tagebüchern,
„Süddeutsche Zeitung“, 11.9.
1971.
Kühl Olaf, 2005, Gęba
erosa. Tajemnice stylu
Witold Gombrowicza, przekład
Krzysztof Niewrzęda, Maria Tarnogórska, wstęp
Włodzimierz Bolecki, Kraków: TAiWPN
Universitas.
Przyboś Julian, 1982, Parada
śmierci, w: Antologia
polskiej poezji rewolucyjnej 1918-1939, oprac. Marian Stępień,
Wrocław-Kraków: Zakład Narodowy im. Ossolińskich.
Schöfer Erasmus, 1966, Die Ratte, „Süddeutsche Zeitung“,
22.9.1966.
Schulz Bruno, 1988, Karakony, w: tegoż, Opowiadania. Wybór esejów i listów, oprac. J. Jastrzębski, Wrocław – Kraków: Zakład Narodowy
im. Ossolińskich.
Wiśniowska, Marta, Strategie
translatorskie w przekładach Dziennika Witolda Gombrowicza na język
niemiecki.
(Poznań 2011). Dostępne w Internecie: https://repozytorium.amu.edu.pl/jspui/bitstream/10593/1055/1/Marta%20Wi%C5%9Bniowska%20Doktorat.pdf [Dostęp z dn. 27.08.2012]
[2]
Witold Gombrowicz, Die
Ratte und andere Erzählungen,
Übers.: Walter Tiel, Bibliothek
Suhrkamp / BS 176,
Frankfurt am Main: Suhrkamp Verlag, 1966.
[3] Jeśli nie podano
tłumacza, tekst w przekładzie autora artykułu.
[4] Zob. Marta
Wiśniowska, Strategie
translatorskie w przekładach Dziennika
Witolda Gombrowicza na język niemiecki. (Poznań 2011).
Dostępne
w Internecie: https://repozytorium.amu.edu.pl/jspui/bitstream/10593/1055/1/Marta%20Wi%C5%9Bniowska%20Doktorat.pdf [dostęp:
27.08.2012]:
„Zamiast tkwić w ‚okowach
dosłowności‘, z których nie potrafił wyzwolić się jego poprzednik, Olaf
Kühl
ucieka się do autonomizmu translatorycznego. Tłumacz trafnie i
starannie
odczytuje zawiłości konotacyjne i denotacyjne tekstu Gombrowicza. (...)
Wnikliwa analiza niemieckiego przekładu Dziennika Olafa Kühla ujawniła
stosowane przezeń dodatkowe procedury translatoryczne polegające na
wprowadzeniu
do licznych fragmentów translatu frazeologii języka docelowego. (...)
Intuicja
tłumacza, jego znajomość poetyki oraz stylu
wypowiedzeniowego narratora sprawiają, że bezbłednie wyczuwa on moment,
w
którym zastosowanie frazeologizmu, chociaż nieobecnego w tekście
oryginału,
uwydatnia bezposredniość i ekspresję wypowiedzi, nie wypaczając
jednocześnie
intencji autora. Walter Tiel konsekwentnie tkwi w ‚okowach
dosłowności’. (...)
Uważny ogląd strategii translatorskich w zakresie przekładu
frazeologii, wyrażeń
potocznych, ironii oraz stylu autora oryginału ujawnił liczne
niedostatki
zorientowanego na język wyjściowy tłumaczenia Waltera Tiela. Jego
strategia
translatorska niejednokrotnie doprowadziła do degradacji warstwy
stylistycznej
i semantycznej oryginału. (...) Pracy Kühla nad przekładem Dziennika
musiały
towarzyszyć liczne studia nad życiorysem Gombrowicza, lektura jego
powieści i
dramatów oraz próba prześledzenia przyczyn, dla których polski pisarz
tak, a
nie inaczej formułuje swoje wypowiedzi. Przekład Kühla jest więc
swoistym
protokołem odtworzenia procesu rodzenia się Dziennika z uchwyceniem
wszystkich niuansów jakie towarzyszyły powstawaniu specyficznego jezyka
wypowiedzi (...) Olaf Kühl wykazał w swoim tłumaczeniu trudny do
zdobycia
talent odtworzenia wszystkich ‚ścieżek wyobraźni‘ Gombrowicza. Jego
poprzednik
nie zadał sobie takiego trudu dając sie zwieść ‚manowcom dosłowności‘ i
zbytnio
ufając słownikom.“ (s. 182-187).
[5] Przekład
w języku polskim brzmi następująco:
„Nie
należy odwoływać się do przeżycia, do
kreatywności jednostki i tym podobnych wyobrażeń, tylko trzeba budować
koncepcję sztuki zgodnie z obiektywnie rozwijającymi się
prawidłowościami
wytwarzania.” (Theodor W. Adorno, Teoria
estetyczna. Wczesne wprowadzenie, w: tegoż, Teoria
estetyczna, przełożyła Krystyna
Krzemieniowa, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe
PWN, 1994, s. 648).
[6] Aluzja
do powieści Jerzego Andrzejewskiego Idzie skacząc po górach
(1963) (przyp.
red.)
[7] Zob. Julian Przyboś, Parada śmierci, w: Antologia polskiej poezji rewolucyjnej 1918-1939, oprac. Marian Stępień, Wrocław-Kraków: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1982, s. 143.
[8]
Witold
Gombrowicz,
Tagebuch
1953 – 1969,
Aus dem Polnischen von Olaf
Kühl,
Nachwort von Peter
Hamm, Bd.
6, München, Wien: Hanser, 1988.
[9]
Tłumaczenie Olaf
Kühl.
[10]
„Die wahre
Übersetzung ist durchscheinend, sie verdeckt nicht das Original, steht
nicht im
Licht, sondern läßt die reine Sprache, wie verstärkt durch ihr eigenes
Medium,
nur um so voller aufs Original fallen. Das vermag vor allem die
Wörtlichkeit in
der Übertragung der Syntax, und gerade sie erweist das Wort, nicht den
Satz als
das Urelement des Übersetzers. Denn der Satz ist die Mauer vor der
Sprache des
Originals, Wörtlichkeit die Arkade.“ (Benjamin 1977, s. 59)